» » Spotkanie z Pułkownikiem Grzegorzem Kaliciakiem

Spotkanie z Pułkownikiem Grzegorzem Kaliciakiem

W dniu 31.05.2021 r.  Zarząd Koła Naukowe Securitas et Defensio zorganizował wydarzenie dla
studentów, doktorantów, pracowników i wykładowców Wojskowej Akademii Technicznej.

Zaproszonym gościem był Pułkownik Grzegorz Kaliciak. Kariera wojskowa i doświadczenie
pułkownika jakie zdobył, wywołują podziw wśród studentów cywilnych i wojskowych, co dało nam
impuls do działania.


Pierwsza część spotkania była przeprowadzona w formie wywiadu z Pułkownikiem przez przewodniczącą koła naukowego Urszulę Wojtaszczyk oraz Tomasza Szemraja, który sprawuje funkcję
Członka Zarządu ds. Public Relations.

Druga część spotkania była poświęcona na pytania ze strony studentów. W spotkaniu wzięło udział 130 osób.

Rozmowa z Pułkownikiem była pełna osobistych refleksji. Cenne wskazówki, uwagi, które Pułkownik przekazał słuchaczom, zostaną zapamiętane na długo.

Pułkownik Grzegorz Kaliciak sprawuje funkcje prorektora ds. Wojskowych na Naszej uczelni.
Jest absolwentem Wyższej Szkoły Oficerskiej we Wrocławiu. Służbę zawodową rozpoczął w 4. Batalionie Rozpoznawczym w Wędrzynie. Później Pełnił służbę wojskową na misjach wojskowych poza granicami Polski. Służył w ramach Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Iraku: w 2004 r. podczas 2 zmiany jako dowódca kompanii rozpoznawczej – dowodził obroną ratusza w Karbali podczas II wojny w Zatoce Perskiej. W 2007 r. podczas 8 zmiany obejmował funkcję szefa TOC. Służył także w ramach Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Afganistanie: podczas 8 oraz 9 zmiany. W 2011 r. jako zastępca dowódcy Zgrupowania Bojowego BRAVO.
W 2018 r. odszedł z 17 Brygady Zmechanizowanej i objął stanowisko dowódcy 6 Mazowieckiej Brygady Obrony Terytorialnej.

W wrześniu 2019 r. został wyznaczony na dowódcę 14 Zachodniopomorskiej Brygady Obrony Terytorialnej. W końcu, 1 września 2020 r. Minister Obrony Narodowej wyznaczył pułkownika Grzegorza Kaliciaka na stanowisko prorektora ds. Wojskowych w Wojskowej Akademii Technicznej Odznaczony przez Prezydenta RP Krzyżem Kawalerskim Orderu Krzyża Wojskowego za osobiste męstwo w akcji bojowej. Obecnie wchodzi w skład kapituły Orderu Krzyża Wojskowego, gdzie jest zastępca kanclerza orderu.

Autor książek, w których opisuje swoje wspomnienia i doświadczenia z misji:
„Karbala. Raport z obrony City Hall”
„Afganistan. Odpowiedzieć ogniem”
„Bałkany. Raport z polskich misji”
„Bez taryfy ulgowej. Kobiety w wojsku”

Podczas dwugodzinnego spotkania, Pułkownik opowiedział o swoim doświadczeniu, przemyśleniach, dowodzeniu w wojsku, o istocie podejmowania decyzji i o tym, dlaczego wybrał tę ścieżkę.

 

Treść części wywiadu:

 

Co skłoniło Pana Pułkownika do obrania ścieżki wojskowej?

Urodziłem się w miejscowości przy granicy z Czechami, najbliższej mi było do szkoły we Wrocławiu. Oglądałem 4 Pancernych, zawsze ciągnęło mnie do wojska. Miałem możliwość pójścia do WAT na Wydział Cybernetyki, ale nie wiedziałem z czym to się je, dlatego zrezygnowałem. Moja rodzina pochodzi ze Lwowa, przeszła wojnę, dużo słyszałem o wojnie o Piłsudskim, o Cudzie nad Wisłą – babcia mi to opowiadała i to wszystko skłoniło mnie do podjęcia decyzji, że zdecydowałem się na zawód żołnierza. Nie chodziło mi o pieniądze, ale o doświadczenie. Wojsko to nie jest łatwy kawałek chleba, ale daje dużo satysfakcji i sprawia, że służymy ojczyźnie.

 

Jaki impuls, skłonił Pułkownika do wyjazdu na misję zagraniczną?

Zawsze chciałem wyjechać na misję, od momentu, kiedy trafiłem do jednostki zawsze myślałem o wyjechaniu, ręcznie pisałem wnioski, żeby wyjechać. Wówczas młodego oficera nikt nie chciał puszczać, więc musiałem czekać. W 2000 r. miałem wyjechać z 12 Brygadą, ale dostałem informację, że w 2003-2004 r. miała wyjechać 17 Brygada, w której stacjonowałem.

Różnica w wyjazdach jest taka, że teraz wyjeżdża się w etacie – jak jest batalion czy kompania to się jedzie w kompanii. Wtedy, w 2004 r., jechało się nie ze swoimi żołnierzami – co utrudniało pracę.

 

Jak przebiegał proces szkolenia przed misją w Iraku?

Wyjazd był poprzedzony 6 miesięcznym przygotowaniem w kraju. Przez pół roku powinno się przejść cykl szkoleń. W 2003 i 2004 r. my raczkowaliśmy, jeżeli chodzi o szkolenia. Moją kompanie szkoliła gwardia z Illionis – zamiast do USA wrócili do polski by szkolić nas, Polaków. Szkolenie było nowością, żołnierze amerykańscy nauczyli nas wykonywania checkpointów itp. Nie byliśmy aż tak dobrze przygotowani, ale potem to już Polacy szkolili Polaków. Mieliśmy zdolność do szkolenia samych siebie. Przed wyjazdem konieczne było zrobienie badań lekarskich, zaszczepienia i odbywanie szkolenia, szkolenia i jeszcze raz szkolenia. Potem następował wyjazd, 2 tygodnie adaptacji i dopiero na teatr działań wojennych.

 

Jak wyglądało wyposażenie żołnierza Polskiego w 2004 r., jadącego do Iraku?

Polski żołnierz był dobrze wyszkolony. W 2003 i 2004 r. nie mieliśmy najgorszego sprzętu – wzięliśmy to co armia wówczas miała najlepsze.

Nie były to pojazdy kuloodporne, nie były pancerne, ale były dobre. Moja kompania pojechała ze swoim sprzętem np. BRDM Żbik. To był nasz duży plus. Jak armia nam czegoś nie dala, to żołnierz sam musiał sobie coś stworzyć. W filmie Karbala jest pokazane jak sami sobie stworzyliśmy prowizoryczny sprzęt, w tym okresie – 2003 i 2004 r. – było dużo sprzętu, który leżał jako wrak i dzięki temu tworzyliśmy nasze tzw. MAD MAXY.

 

Jakie działania/ decyzje były najcięższe podczas misji np. W zatoce perskiej? 

Było takich kilka. Np. jeżeli dochodziło do walki z rebeliantami to w pewnym momencie, kiedy podnoszą białą flagę lub czerwony półksiężyc – przerywamy ogień, oni zbierają rannych i potem rozpoczynają na nowo… dajemy im możliwość pozbierania rannych a potem znowu oni przegrupowują siły i maja nas za przeproszeniem za idiotów.

Wówczas podchodzili do mnie żołnierze i mówili, że o co chodzi. Instynkt ludzki jest taki ze jak widzi się białą flagę to mówi „przerwij ogień”. To było trudne, staraliśmy się im pomagać, ale była to ciężka decyzja, ponieważ oni najczęściej zaczynali atak na nowo.

Inne trudne decyzje były podejmowane przy City hall. Było to zadanie, które trzeba było wykonać. Gdybyśmy się poddali lub stwierdzili ze wychodzimy stamtąd, to nie mielibyśmy gwarancji, że oni nas zostawia i dadzą odejść. To była obrona naszej godności, zawiesiliśmy białą flagę na wozie, to była nasza mała Polska, szeregowi potrafili powiedzieć, że gdyby coś im się stało to proszą by powiedzieć, że walczyli do końca. Żołnierze bardzo szybko dorośli.

 

Panie Pułkowniku w takim razie jak takie misje, sytuacje, wpływają na psychikę żołnierzy?  

Konkretne wydarzenia wpływają na psychikę żołnierzy dość mocno. Np. ostrzał w czasie patrolu, wydarzenia związane z wysadzaniem się samobójców, oblężenie – obrona ratusza w Karbali, różne pułapki stosowane na żołnierzy na drodze– linie stalowe, dzieci.

Jednym z takich wydarzeń był atak samobójców, który odbył się na naszych oczach. Podczas święta w Karbali doszło tam do wybuchu. Pojechaliśmy na akcje humanitarną i to przerosło nasze oczekiwania. Wielu żołnierzy nie wytrzymało tego widoku. Dla niektórych to był pierwszy kontakt z taką sytuacja, zaczęły się ataki na nas. W Iraku nie mieliśmy ciężko rannych, jednak zdrowie psychiczne żołnierza jest najważniejsze i po tym wydarzeniu 12 żołnierzy zjechało. Dlatego w udziale w misjach ważną kwestią są relacje między żołnierzami i to, aby nie bano się mówić o swoich uczuciach i problemach. Często rozluźnialiśmy atmosferę poprzez żarty.

 

Jakie wyzwania czekały na dowódcę w misjach w Iraku i Afganistanie?

Każdy stawia rozkaz, żeby wrócić – i jak się go nie wykona, to żyje się z przekonaniem ze nie wykonało się rozkazu. Cel jest jeden: wykonać zadanie i wrócić w 100%. Życie pokazało, że nie zawsze się da i człowiek się z tym boryka. Wtedy ma się myśli czy było można zrobić coś inaczej. Nie da się przewidzieć wszystkiego na wojnie. Nie można lekceważyć przeciwnika. On podobnie jak my osiągnąć zwycięstwo dla siebie. Rebelianci chcieli nam zadać straty, z kolei my nie chcemy zadać strat rebeliantom. Jednak, gdy oni zaczęli nas atakować, to musieliśmy odpowiedzieć.

 

 

Jakie wnioski nasunęły się Panu w dziedzinie sztuki operacyjnej i taktyki, czy było wiele sytuacji, w których musiał Pan improwizować jako dowódca? 

Żołnierze wyznaczali sobie obszary i ograniczyłem do minimum czas reakcji. Żołnierz, który miał dany obszar to sam mógł podjąć decyzje o otwarciu ognia. Mądrość dowódców polega na tym, żeby słuchać żołnierzy. Ja miałem zaufanie do swoich żołnierzy, jednak w momencie, kiedy jest rozkaz to nie ma dyskusji, że żołnierze czegoś nie wykonają. Nasze rozkazy były zgodne z prawem, dlatego na to na co się umawialiśmy – mieli to zrobić.

Obrona dookrężna – żaden element nie może upaść. Jak przerwiemy obronę to mogą nas zaatakować.

 

 

W Pana publikacji pojawia się stwierdzenie, że żołnierze mogą być świetnie przygotowani technicznie, mieć nowoczesny sprzęt, ale to nie wystarczy, jeśli umiejętności nie idą w parze planowaniem i logistyką – jak by pan rozwinął tą myśl?

Na to wpływa całokształt. Ja miałem takich dowodów co znali swoją wartość, miejsce w szyku, my braliśmy udział w planowaniu, miałem rozeznanie w sprzęcie i terenie, ponieważ nie siedziałem tylko w bazie, (pierwszy miesiąc dużo patrolowaliśmy, w momencie, gdy zaczęła się rebelia mieliśmy przewagę). Rebeliantów nikt nie osądzał, nas – żołnierzy – oceniano i musieliśmy ponosić konsekwencje.

 

Czego na misjach najbardziej obawiali się żołnierze?

Zdawaliśmy sobie sprawę ze jedziemy w teren działań wojennych. Nie zdawaliśmy sobie sprawy z tak dużego zagrożenia. To nie była zabawa na strzelnicy. Celami nie były tarcze, które się podnoszą, ale celami byli ludzie, którzy strzelali do nas.

Bardzo dużo żołnierzy dojrzało w szybkim czasie. Widziałem, że ci co mieli rodziny i dzieci, to każda akcja była przeglądem ich życia. Wtedy nie miałem dzieci i inaczej to odbierałem. Każdy wyjazd na akcje bojową to wyjazd „czy wrócę”.  To otwierało mi oczy, że życie nie jest wieczne. Żołnierz może stracić życie. W Iraku na IX zmianie straciłem żołnierzy, sam byłem ranny i to uświadomiło mi, że życie jest krótkie.

 

Jak wyglądała współpraca cywilno-wojskowa w Iraku i Afganistanie? 

CIMIC zajmują się ludzie specjalnie do tego wyznaczeni. Współpraca przynosiła korzyści, ale społeczeństwo w pierwszym etapie funkcjonowania dało się ponieść euforii. Ci blisko Saddama Husajna mieli dobrze, inni byli ciemiężeni.

Jak wyzwoliliśmy ich z reżimu Husajna to była euforia, ale żeby społeczeństwo było wolne i zadowolone to było trzeba im coś dać, żeby funkcjonowali, pracowali, utrzymywali rodziny, ale potem pojawiało się niezadowolenie, zaczęły być problemy i euforia opadała. W połowie misji nie można było im tego do końca zaoferować. Żołnierze wykonują działania na poziomie taktycznym. A strategia powinna być zaplanowana wcześniej.

 

Co było dla Pana zaskoczeniem, gdy pojawił się Pan w Iraku, a także kilka lat później w Afganistanie?

No tak.. nie da się być przygotowanym na wszystko. Nie raz nas coś zaskoczyło. Mieliśmy zajęcia jak się zachowywać – zajęcia kulturowe, ale na miejscu nas zaskakiwało wiele rzeczy. W momencie ataków, rebelianci mieli kult śmierci, jak zginą to w imię Allaha, do nich nie docierało to, że my niesiemy pomoc. W dobrej wierze – mieliśmy możliwość wybudowania szkoły i podjęliśmy decyzję, że zbudujemy szkołę dla dziewczynek. Były na to pieniądze – w dobrej wierze lokalną firmą chcieliśmy to stworzyć, ale oni na to nie zezwalali. Były ataki na obiekty, na firmy lokalne, nie pozwalali wybudować szkoły dla dziewczynek.

Bardzo odmienne kulturowo kraje, w momencie przyjazdu tam człowiek uczy się od początku.

Żołnierze mieli własne szkolenie – mieliśmy listę lektur obowiązkowych w 2003 i 2004 r. można było szukać książek, ale korzystaliśmy z vademecum – jak zachowywać się w danych okolicznościach.

 

Jakie rady, rekomendacje mógłby Pan Pułkownik wskazać dla żołnierzy, w tym dowódców przyszłych misji?

Nie należy lekceważyć nikogo – przeciwników i żołnierzy. Ważne, żeby na szczeblu dowódczym umieć słuchać podwładnego – na etapie planowania na podstawie burzy mózgów mogą dużo ustalić.

Nie bać się pytać i czytać. To jest nasz zawód i lepszego doświadczenia nigdzie się nie zdobędzie. Poligon i wyjazd to szkolenie, wykonywanie działań bojowych służy nam do lepszego wykonywania działań, gdyby ojczyzna tego potrzebowała.

 

Panie pułkowniku, a jak wyglądała wówczas kwestia udziału kobiet w misjach, czy było to dla nich trudniejsze?

Teraz widać znaczący wzrost kobiet w wojsku. Ja jestem zwolennikiem kobiet w wojsku. Ze mną na zmianie była jedna kobieta. Na drugiej zmianie były kobiety w szpitalach polowych, ale biorąc pod uwagę kolejne zmiany, kobiet było coraz więcej. W Afganistanie np. była porucznik, która dowodziła plutonem. Nie było żadnych problemów. Bardzo dobrze sobie radziła. Mogłaby być przykładem dowódcy. Coraz więcej kobiet jest w wojsku. Np. w WOT jest 15% kobiet, a w wojskach operacyjnych 10%. Idzie to w dobrym kierunku. Kobiety i mężczyźni mają swoje miejsce w armii i inne predyspozycje. Kobiety m.in. przeszukują kobiety w Iraku – ponieważ mężczyźni nie mogą dotykać kobiet, to są sprawy kulturowe i dlatego też dobrze, że są kobiety.

 

Co pan pułkownik sądzi o filmie z Karbali? Czy to fikcja czy oddaje to co Pan i żołnierze przeżyli?

Byłem konsultantem przy tym filmie, pokazuje zmagania żołnierzy polskich po II wojnie światowej. Żołnierz od 1945 roku nie zatrzymał się, często żołnierze wyjeżdżali. Jest wiele filmów o polskich żołnierzach. Film Karbala oddaje to co się wydarzyło. Film oddaje to co się działo. Amunicja się kończy w którymś momencie. Karabinek beryl ma ograniczona amunicję. „oszczędzać amunicje” to hasła w misji, które się wypowiada. Żołnierz ma element zmęczenia itp. Żołnierz to nie cyborg. Żołnierz to człowiek.

 

Czy trudno było wrócić do normalności po powrocie do kraju z misji?

Proces adaptacji po powrocie jest ciężki. Wróciłem i każda petarda, huk to był sygnał, że ktoś strzela, że wybuchła bomba itp. Trudno było sobie z tym poradzić. To jest indywidualna sprawa, ale każdy żołnierz po powrocie powinien mieć swoje hobby. Ja uwielbiałem nurkować i ta pasja pozwoliła wrócić do normalności. Pozwala myśleć nie o tym co było, ale to co dzieje się teraz.

 

Panie Pułkowniku, jak zbudować autorytet dowódcy?

Przede wszystkim być człowiekiem, szukać sobie autorytetów, czytać biografie wielkich dowódców- Andersa, Pileckiego, Wieniara. Nie da się powiedzieć „tak masz robić i koniec”.

Na stopnie się pracuje i to nie jest monopol na wiedzę. Mądrością dowódcy jest to, że jeżeli ma się podwładnego, który ma większe doświadczenie to powinno się z tego korzystać.

Morale wojska są bardzo ważne. Wy musicie świecić przykładem – jeżeli czegoś wymagacie to sami musicie to umieć. „Za mną” a nie „naprzód” to podstawa.

Np. jak rozpoczynamy strzelanie, to pierwszy powinien pokazać to dowódca, wtedy w oczach żołnierzy to inaczej jest odbierane.

Być blisko swojego plutonu. Jeżeli jesteśmy na poligonie to razem śpimy w namiocie, wozie bojowym czy pod chmurką.

Czasami zwykła rzecz. – jeżeli przychodzi żołnierz z prośbą, że potrzebuje do domu to trzeba go obdarzyć zaufaniem.

 

 

Wywiad przeprowadzony z Pułkownikiem Grzegorzem Kaliciakiem przez Urszulę Wojtaszczyk i Tomasza Szemraja.